Recenzja filmu

Reguły gry (1939)
Jean Renoir
Jean Renoir
Roland Toutain

Wielki, chory film

Film, który dla mojego pokolenia (tzn. młodego) jest już prawie zapomniany, mimo swojej nieprzemijalnej wartości, lecz dla wytrwałych fanów kinematografii, którzy nie boją się wypuścić na głęboką
Film, który dla mojego pokolenia (tzn. młodego) jest już prawie zapomniany, mimo swojej nieprzemijalnej wartości, lecz dla wytrwałych fanów kinematografii, którzy nie boją się wypuścić na głęboką wodę klasyki filmowej, potrafi wciąż sprawić pozytywną niespodziankę. Swoją renomę zawdzięcza małej grupie, głównie krytyków filmowych, którzy zachwycają się nim od momentu premiery odrestaurowanej wersji roku 1965 (podobnie jak w przypadku dużej części dzisiejszej klasyki, pierwszymi orędownikami "Reguł gry" byli ludzie związani z miesięcznikiem "Cahiers du cinéma", zwłaszcza André Bazin, autor książki na temat ich reżysera). Okazało się wtedy, że opus magnum francuskiego twórcy (co potwierdzają liczne listy filmów wszechczasów, chociażby miesięcznika Sight and Sound – 3. miejsce) pod wieloma względami wyprzedzało swoje czasy, między innymi wprowadzając, udoskonaloną później przez operatora Grega Tolanda w "Obywatelu Kanie", technikę głębi ostrości, dzięki której akcja toczyła się na przestrzeni całej scenografii. Jak zdarza się z licznymi arcydziełami "Reguły gry" nie były dobrze przyjęte podczas oryginalnej premiery w roku 1939. Spotkały się z nieprzychylnym przyjęciem zarówno publiczności, jak i krytyków. Renoir wyciął więc niektóre sceny, co nie uchroniło jego dzieła od szybkiego zniknięcia z kin (został oskarżony między innymi o demoralizowanie przez cenzurę), podczas wojny zaś zostało zniszczonych większość kopii. Na szczęście po latach udało się zmontować nową wersję, jeszcze dłuższą od oryginalnej i stworzono jedną z pierwszych być może wersji reżyserskich w dziejach kina. Skąd tyle niechęci, a później uwielbienia dla tego jednego filmu?
 
Pod koniec lat 30. XX wieku Jean Renoir znajdował się u szczytu swojej kariery. "Towarzysze broni" byli bardzo dużym sukcesem finansowym, ale też pierwszym filmem nie anglojęzycznym nominowanym do Oscara w kategorii najlepszy film. "Bestia Ludzka" na podstawie powieści Zoli tylko utwierdziła znaczącą pozycję reżysera w kinematografii światowej. Renoir, który wierzył teraz mocno we własne siły postanowił zrobić film całkowicie autorski. Żeby nie użerać się z narzucającymi producentami postanowił założyć własną firmę produkcyjną: Nouvelle édition de films, która miała wypuszczać mniej więcej dwa filmy do roku. "Reguły gry" miały być pierwszą jej produkcją (a okazały się także ostatnią). Pierwszą inspiracją przy tworzeniu scenariusza była muzyka barokowa. To w jej rytmie mieli się poruszać bohaterowie. Później przyszła idea o świecie opętanym miłosnymi intrygami. Sztuką, na podstawie której osnuto fabułę, były "Kaprysy Marianny", autorstwa XIX – wiecznego literata Alfreda de Musseta, ale reżyser nabudował ją innymi odniesieniami, z których najbardziej rzuca się w oczy inspiracja "Weselem Figara" Pierre’a Beaumarchais (jeden z krytyków stwierdził, że dla przedwojennej Francji "Reguły gry" są tym, czym "Wesele Figara" dla królestwa Burbonów przed rokiem 1789), z którego cytat otwiera film. Reżyserowi chodziło o pokazanie pewnego świata bardziej niż o konkretną fabułę, tak więc łatwo się domyślić, że jest to film bardzo złożony i ciężki do streszczenia (jego strukturę można porównać momentami do dzieł Roberta Altmana, który zresztą nawiązał do "Reguł gry" w swoim "Gosford Park"). Mamy więc kilka mniej lub bardziej przelotnych historii miłosnych, w których centrum znajdują się próby zdobycia arystokratki (emigrantki z Austrii) Christine przez pilota André. O jej względy będą jeszcze walczyć dwaj inni bohaterowie filmu. Mamy też postać służącej Christine, która puszcza się ze wszystkimi mężczyznami (jedyna osoba, do której jest przywiązana to jej pani), co niezwykle irytuje jej męża. Sytuację próbuje załagodzić krytyk muzyczny Octave (w tej roli reżyser), który pod maską rozpasanego kosmopolity kryje wrażliwą duszę. Ostatecznie wszystkie wątki rozwiążą się po polowaniu w pokrytym mgłą zamku w Sologne.
 
Jaka była jednak przyczyna tak wielkiego obruszenia w latach 30. i oskarżeń o demoralizowanie? Renoir był reżyserem o upodobaniach dosyć lewicowych Motywem, który pojawia się w jego filmach jest świat podzielony poziomymi granicami. W jego filmach wszystkie działania były podporządkowane tym niewidocznym granicom klas społecznych, niemożliwe było przejście wyżej lub niżej. Tytułową regułą gry jest właśnie obowiązek odgrywania swojej roli – pilot André myślał, że romans z arystokratką może się udać. Tak naprawdę był skazany na zagładę. W przedstawieniu społeczeństwa skostniałego przez reguły Renoir posunął się jeszcze dalej niż zwykle. Często osadzał akcję swoich filmów w czasach historycznych (choćby to było tylko 20 lat jak w towarzyszach broni), lub ograniczał się tylko do portretowania jednej grupy. W "Regułach gry" zaproponował wystawienie diagnozy całemu społeczeństwu francuskiemu. Mamy tu ludzi prostych, mieszczan, oraz arystokrację. Wszyscy oni posiadają pewne dekadenckie cechy, właściwe społeczeństwom na skraju upadku. Odczuwali to zwłaszcza widzowie francuscy, którzy czuli już nadchodzącą wojnę. Widzieli, że ten film proponuje przyjrzenie się ich upadkowi, dlatego go odrzucili. Jak stwierdził sam reżyser: ludzie popełniający samobójstwo nie lubią świadków. Nie pomagało także umiejscowienie gatunkowe. Reguły gry lawirują między tragedią a komedią jak mało które dzieło. Przy czym synkretyzm objawia się w tym wypadku na bardzo szyderczym spojrzeniu na tragiczną przecież historię o świecie gdzie nie ma miejsca na szczerość i uczciwość. Film wyszydza porządek oparty na sztywnych klasach społecznych, pokazuje jego fałsz i obłudę. Właśnie dzięki temu ideałowi moralnemu (Renoir jest przecież uważany także za wielkiego humanistę kina) dzieło to można oglądać po dziś dzień z taką samą fascynacją co 50 lat temu.
 
Na sam koniec chciałbym wspomnieć o błyskotliwym określeniu François Truffauta. Stwierdził, że "Reguły gry" można wpisać do kategorii wielkiego, chorego filmu. Jest to nic więcej jak ambitne zamierzenie, popsute przez złe okoliczności, dzieło cierpiące na nadmiar szczerości, najbardziej żarliwe dokonanie reżysera. Wydaje mi się, że ten łabędzi śpiew przedwojennego kina francuskiego spełnia wszystkie te kryteria., także w swojej hermetyczności. Truffaut dodał, że wielkie, chore filmy stają się łatwo przedmiotem kultu wąskiej grupy miłośników. Żywię jednak szczerą nadzieję, że "Reguły gry" wyjdą poza swoją niszę arcydzieła, które zajmuje czołówki różnych rankingów, nie cieszy się jednak zainteresowaniem publiczności (co u nas potęguje jeszcze brak oficjalnego wydania DVD, a rzadkie pokazy w TVP kultura to trochę za mało; zresztą wystarczy tylko spojrzeć na liczbę głosów na Filmwebie). Tym szczerym poleceniem zakończę niniejszą recenzję, bo i tak nie uda mi się streścić wszelkich motywów, które przewijają się w trakcie seansu. Dla osób bardziej zainteresowanych tematem, podczas pisania inspirowałem się książką o Renoirze autorstwa André Bazina oraz autobiografią reżysera.         
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones