Wszyscy porównują ten film do "The Vvitch", tymczasem "Hagazussa" nawet się do niego nie umywa. Vvitch miał solidną fabułę, konflikt, bohaterów i rosnące napięcie. Hagazussa, choć wizualnie bajeczna i absolutnie przepiękna, to pusta wydmuszka ze szczątkową fabułą, grą aktorską na poziomie poniżej szkolnego teatrzyka (kwestie są wygłaszane tak martwo, jakby czytać je z kartki, a rekacje postaci są nienaturalnie powolne i pozbawione jakiejkolwiek dynamiki, jakby ich emocje nie były reakcjami na wydarzenia, a jakimiś spontanicznymi zjawiskami o dużej bezwładności) i pustym epatowaniem makabrą i ohydą. Bo co miał znaczyć gwałt na Adbrun, utopienie dziecka, dziwny pociąg seksualny do kóz? Absolutnie nic, miał po prostu szokować i być dziwaczny.
Proszę nie wrzucać tego syfu do jednego wora z "Vvitch". Daję 3 gwiazdki, wszystkie za temat i oprawę wizualną, za resztę - soczyste 1.
aha czyli jak główna aktorka była typem introwertyka to jej reakcję są naturalne. Dziewczyna miała pewnie stan psychozy