Film definiuje co tak na prawdę w życiu sie liczy. Banalne ale jak rozejrzymy się dookoła to
widać jak ludzie są małostkowi, zawistni, nieżyczliwi. Dopiero w obliczu śmierci człowiek
docenia to co jest w życiu najważniejsze, szkoda jednak, że wtedy już jest za późno... Polecam
ten film, sprowadza na ziemie.
"Jestem facetem ale nawet mnie to ruszylo". Hoho. Faceci tacy twardzi, tylko Bruce Willis i spluwy. Daj spokój, koniec końców dziewczyny są twardsze od nas, nie ma co zgrywać maczo. :P
Najbardziej mnie rozśmieszyło jak Marley umierała w szpitalu a jej ukochany Julian w tym samym czasie pływał se w basenie......naprawde wzruszająca miłość
Ja też jestem facetem.
I też mnie ten film głęboko poruszył - nawet dałem 9 i mi się nawet oczy zaszkliły pod koniec...
Byłoby pewnie i 11, ale ten film padł ofiarą tzw "poprawności politycznej" i trochę tego było za dużo, jak na jeden raz.
- Bóg jest czarną kobietą - no może być - lubię Whoopi Goldberg...
- Najlepszy przyjaciel umierającej głównej bohaterki jest gejem. No ok, ale też jest czarny...
- Największy smaczek na koniec - główny amant jest... Żydem pochodzenia meksykańskiego (!)
To już trochę przegięcie pałki...
Podobno to, co zostało wyemitowane raz na Ziemi będzie krążyć w kosmosie przez całą Wieczność.
No i co sobie o nas pomyślą jacyś kosmici, co to kiedyś tam w przyszłości obejrzą?
Hmmm...
Ale polecam - warto obejrzeć, bo na prawdę fajny i wzruszający film.
A ci kosmici może będą mądrzejsi od autora scenariusza i tylko oddzielą ziarno od plew tymi swoimi mackami i się uśmiechną z politowaniem...
Taką mam nadzieję.
Każdemu z nas do zycia jest potrzebne to by mieć co jeść, pic i mieć gdzie spać, cała reszta jest już tylko na pokaz