Oto najśmieszniejszy film o tematyce muzycznej, który dano mi było jak dotąd obejrzeć. Kładzie na łopatki "Szkołę rocka", głównie przez to, że traktuje wyłącznie o życiu "muzyków", perypetiach na trasie i koncertowych incydentach. Nie ma zbędnego wątku fabularnego, wszystko przesączone jest klimatem złotej ery hard rocka i heavy metalu.
Przede wszystkim pełno tu humoru, aluzji do prawdziwych zdarzeń z historii rocka, parodii... Kolejnym plusem jest żywiołowa, radosna muzyka z jakże banalnie sprośnym przesłaniem (np. piosenka "Big Bottom" z tekstem o wielkich pośladkach).
Film ma jedną wadę. Jest stanowczo za krótki. Z takim natężeniem humoru i z tak kapitalnym akompaniamentem muzycznym spokojnie można było zrobić film na dwie godziny. Ale chyba lepszy niedosyt od przesytu...
Serdecznie polecam ten film wszystkim fanom rocka i heavy metalu. Ludzie nie siedzący za bardzo w muzyce będą się raczej nudzić, im poleciłbym może "Szkołę rocka" z Jackiem Blackiem w roli głównej.
NAJLEPSZY MOMENT: wykonanie utworu "Stonehenge" :D
8/10
Scena z Stonehenge sprawiła, że płakałem ze śmiechu, po prostu dawno nie widziałem czegoś tak śmiesznego:)
Nie jest to jednak komedia dla każdego, moja kobieta nie siedzi w takich klimatach i ciężko to zniosła, ale fani rocka i cięższych brzmień dostrzegą elementy komediowe w tym filmie i będą sie świetnie bawić.
a zaraz za "Stonehenge" zaklinowanie się Dereka w tej komorze, akcja na lotnisku i jak Nigel pokazywał swoją kolekcję gitar xD
A co do "Szkoły Rocka", ja ją potraktowałem jako zwykłą komedię mającą zachęcić młodszych do Rocka.
A JB lepiej wyszedł w Tenacious D i ten film też zasługuje na uwagę.