Mogłabym ten film zatytułować: "zdradzona przez ojca". Ojciec, wydawałoby się, nowoczesny jak na swoje środowisko, nagle zmienia front. Z początku zdaje się, że to matka jest strażniczką patriarchatu. Tymczasem, jeśli się dobrze zastanowić, matka po prostu wie, że ojciec nie jest tak nowoczesny, jak chciałaby widzieć to córka.
W ogóle, świetna postać ojca - nie jest to żaden straszny przemocowiec i tyran, jak wyobrażaliby sobie polscy islamofobi. Przeciwnie, jest dość potulnym mężem, żyjącym w poczuciu winy wobec żony (to hasło: "przecież pomógłbym ci w sprzątaniu, mogłaś poprosić!") - tacy mężowie są i w polskich rodzinach.
Jednak bardziej niż ludzkie uczucia do żony i córki wiąże go to co "powinien". Męskie zobowiązania honorowe wygrywają. Nie żeby on nie miał wyrzutów sumienia. Ma i cierpi. Ale robi to co "musi". To jest film o uwikłaniu mężczyzn w patriarchalną kulturę.
Też tak to właśnie widzę. Wydawałoby się, ze głównymi bohaterkami w tym filmie są kobiety, od których aż roi się na ekranie, że jest to film o nich oraz o ich miejscu w tradycyjnej muzułmańskiej społeczności. Z czasem jednak spomiędzy kobiecych udręk zaczynają wyzierać także udręki mężczyzn, może inne niż kobiet, ale na pewno nie mniejsze. Film jasno pokazuje, ze każdy w tej społeczności, bez względu na pochodzenie i płeć ma swoje zobowiązania, którym musi sprostać.
Nie chcę ale muszę. Wydaje mi się, że film jest tak zrobiony że to córka robi co powinna i poddaje się woli ojca.